
Była w moim dzieciństwie taka jedna niedziela, którą pamiętam jakby była wczoraj. Mimo, że kompletnie nie rozumiałem wtedy o co biega, pamietam paraliżujący strach jaki doświadczyłem tamtego poranka. Tak, to ta niedziela, kiedy nie było teleranka i przy okazji wprowadzono stan wojenny. Z perspektywy kilkuletniego chłopca tak to wyglądało. No bo teleranek znałem doskonale, a stan wojenny… co to… brzmi trochę strasznie bo „wojenny”, a wojna to śmierć- babci krowę zabili, a tatę ostrzelali z myśliwca… ale z drugiej strony to pierwsze słowo „ stan” wyglądało jakoś niegroźnie. Może więc to taka zabawa? Sam z Krzyśkiem bawiłem się przecież w wojnę żołnierzykami. Dostałem je pod choinkę prawie rok temu.